sobota, 7 września 2013

co za pogański kraj - na stacjach benzynowych nie sprzedają piwa, w marketach nie sprzedają whisky, a internetu ze świecą szukać (znaczy - żadnej kafejki w okolicy, wszystkie sieci z kłódeczkami, a na sezon letni właścicielowi kamieniczki nie opłaca się zakładać). z drugiej strony - piękne kobiety, wielki wybór ziół i tanie piwo.
jak się okazuje, w Rotterdamie nie znają pojęcia "amstel time". tutaj po prostu w pracy się nie pije, a przerwy na papierosa są ściśle przestrzegane - mniej więcej co dwie godziny mały dymek. ale nie to mnie zabija - zamiast pracować jako tragarz-pakowacz i jeździć codziennie w inne miejsce, gniję na magazynie i przekładam kartony z kontenera na samochód, z samochodu na kontener, a czasem wręcz z kontenera na kontener. przeklęta powtarzalność. pewnie niedługo mi odwali i zerwę kontrakt. staram się to opóźnić masażami relaksacyjnymi zwojów mózgowych. oczywiście żadnej chemii, sama natura.
...
chyba nie widziałem więcej damskich majtek w ciągu godziny niż wczoraj podczas spaceru wzdłóż jednej ze ścieżek rowerowych. zauważyłem, że przeważa biel i czerń, dominuje nad czerwienią. ale to może dlatego, że było wczesne popołudnie i rowerzystki raczej wracały z pracy niż wybierały się na randkę.
...
mieszkam sobie w Dordrechcie (jakieś 25km od Rotterdamu), w starej kamienicy, w mieszkanku nad dość popularnym pubem. spoglądam z balkonu na przechodzących ludzi. facetom strzepuję popiół na głowy, kobietom zaglądam w dekolt, słońce miło głaszcze nieogolone policzki i myślę, że mógłbym tu zostać na dłużej, bo choć nie jest to najlepsze miejsce do życia, to poznałem tyle tych gorszych, że poziom wybredności spadł mi o jakieś siedem dziesiątych.
albo i dziewięć trzynastych...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz