czwartek, 17 października 2013

gastrofaza - każdy sknofloczony giboniarz zna ją od podszewki. stąd zapobiegliwość niektórych. znam takiego, który nie mając pod ręką torby gum rozpuszczalnych, albo chociaż żelków, nie wciągnie nawet tyciego buszka. inny z kolei musi mieć słoik musztardy i pęto kiełbachy. ale to mało ambitne. ja zakupiłem mąkę, drożdże, pieczarki, paprykę, kawałek kiełbasy, ser, przyprawy i sos czosnkowy...
i po raz pierwszy od lat robię pizzę od podstaw. a mówią, że ganja osłabia aktywność.
...
trup Franza rzucił z parapetu ironiczne - gud lak.

środa, 16 października 2013

wyszedł na dach dziesięciopiętrowca, żeby popatrzeć z góry na poranną mgłę, co tylko do ósmego spowijała Miasteczko.
- jak co roku muszę rozstrzygnąć trudną kwestię - mruknął do siebie - czy zapaść w sen zimowy, czy odlecieć do ciepłych krajów? hmmmm... przynajmniej mam jakiś wybór...
gdzieś
z uśmiechem

aż psy pytają
skąd i czemu
się szczerzę

gdzieś
z uśmiechem
idę

się szczerząc

(i tyle o wszelkich nutach, nawet tych zero zero siódmych)

wtorek, 15 października 2013

podsumowując wieloletnie obserwacje zjawisk pogodowych, można stwierdzić, że w październiku aura bywa bardzo zmienna, czasem przypominając lato, a innym razem zimę...

żółty jesienny liść nie powiedział mi nic
róże smutne, herbaciane
zresztą też
nie szepczą
mimozy niczego nie zaczęły
a chryzantemy złociste nie doczekały się
zapłakanego poranka

normalność
rozłożyła na łopatki lirykę
fakt co ani nie ziębi
ani nie grzeje
acz wart jest zakonotowania

i nawet
jednego, jedynego nie jest mi żal
słoneczek zachodzących
i ich świeżego miąższu
bo przecież pomidory są w każdym markecie
na okrągło
przez całą dobę
cały rok

też mi, kurwa, jesień...

poniedziałek, 7 października 2013

był sobie pies
pan pies
był sobie siedemnaście lat
sześć miesięcy
i trzy godziny

był sobie
a już nie jest
pies
pan pies

Szarik się zwał

wtorek, 1 października 2013

podróż powrotna była szalona, niebezpieczna i męcząca, a zatem nudna jak flaki z olejem, z punktu a do punktu d, przez punkty b i c, niegodna opisania.
wszyscy dotarli szczęśliwie tam, dokąd zmierzali, nawet samochód w całości, nie chwaląc ja żem to sprawił, a brat czekał na mnie w Szarawce. byłem tak zamotany, niewyspany i skołowany, że nie zwróciłem uwagi na włączoną klimę w jego bryce. no i... witam się z Polską, moją półwsią i październikiem z czułością i katarem zatokowym, który mnie rozpierdala, wkurwia i irytuje.
ale cóż zrobić - starość nie radość jeno alergiczność...