czwartek, 26 września 2013

pakowanie i sprzątanie chawiry. jutro po pracy szybki prysznic, pizza z mikrofali i w drogę. niestety, nie prosto do domu. najpierw cofka do Brukseli po trzeciego zagubionego tragarza pakowacza i dopiero stamtąd drang nach osten. po drodze jeden wysiada w Poznaniu, a drugi... w Inowrocławiu. żesz kurwa, pakować się w krajówki w środku nocy po całym dniu pracy i kilku godzinach jazdy brzmi nierozsądnie. trudno, nawyżej czeka mnie śpiworek i kilka godzin snu na pace. bez sensu byłoby się zabić gdy na koncie kasa z trzech miesięcy zapierdolu.
a tak w ogóle to YUUUUUUUPIIIIIII!!! JEBAĆ STRESY NA OBCEJ ZIEMI!!!

wtorek, 24 września 2013

tego lata brzoskwinki
pachniały śledziami
norweskimi
wyszczerbione uśmiechy
popiwne oddechy
ubłocone kalosze
przepocone
biustonosze

namiętny czas
seksu
bez łez

i w tym jest właśnie
cały ten dżezzzzzzzzzz...

...

Szanowna Redakcjo "Sukcesu i Stylu". W ramach konkursu poetyckiego "Lato 2013" przesyłam Wam mój jakże skromny, acz takoż romantyczny wiersz. O nagrodzie proszę zawiadomić mnie esemesem. Wasz wierny czytelnik - Alexander Tete.

poniedziałek, 23 września 2013

a w piątek po robocie, szybki prysznic, wrzutka gratów na pakę i gaz - przez wieczór, noc i poranek, z Dordrechtu do Warszawy. i nie ma przepuść, ani chwili dłużej w tym pogańskim kraju, stolicy nudy i wyluzowanego sztywniactwa. pomknę naszym Boxerkiem z budą jak ten cały znikający punkt, czy mistrz kierownicy ucieka. nawinę kilometry na koła, podsypię prochem ośrodek czuwania w bani i... zdrowo i bezpiecznie dotoczę się do domu.
bo jak wracać, to szybko. zwłaszcza po falstarcie z zeszłego miesiąca.
i tylko może czasem wspomnę mieszkanko wariatów na piętrze, nad knajpą co zwie się... "przyjaźń". albo "wolność".
śniły mi się windy. stare. strasznie zgrzytały i trzeszczały. jeździły nie tylko góra-dół, ale też na boki. i po skosie. na siódmym piętrze wsiadłaś. miałaś na sobie jesienną kurtkę, pachniałaś życiem, które jest piękne, a oczy szkliły Ci się słono. już chciałem powiedzieć dzień dobry, albo co słychać, czy coś podobnie nieważnego, gdy wcisnęłaś guzik z wielkim P. a ja jechałem na 18-te. moja połowa windy ruszyła z kopyta do góry, Twoja - na dół. a przycisk alarmowy nie działał. żesz kurwa, co robi jebany konserwator wind w tym posranym budynku?

niedziela, 22 września 2013

niedziela, 15 września 2013

leniwe popołudnie w Niderlandach. marazmotron wyskoczył poza skalę. kawa po polsku nie pomaga. ani promienie słońca z trudem przeciskające się przez chmury poszarpane ramionami nielicznych już wiatraków.
a może właśnie tak ma być?

czwartek, 12 września 2013

śni ci się jeszcze rejs na morza południowe? czy już rdza wyżarła resztki marzeń? zawsze jest na to czas. podobno. tylko zazwyczaj jest to czas przeszły...

środa, 11 września 2013

aż trudno uwierzyć jak wielki wpływ na melanżowe zachowanie tragarzy-pakowaczy ma obecność w domu kobiety i trzylatka. wprost zbawiennie prewencyjne - weekendy bezekscesowe... ale spokojnie, jeszcze tylko dwa przed nami. a potem fruuuuuuuuuu... hołm, słit hołm... zanim dostanę reumatyzmu, bo wilgoć w tym pogańskim kraju straszliwa, a wiater pizga niemiłosiernie.
włócząc się w porannej mgle wzdłuż kanałów (czasem trudno znaleźć drogę do domu, jeśli się jej nie szuka) natknąłem się na ponurą postać. stanęliśmy w odległości kilku metrów od siebie i znieruchomieliśmy. nie wiem jak długo to trwało, bo jak wiadomo we mgle czas płynie inaczej niż normalnie, ale nie dłużej niż do pojawienia się pierwszych łez w oczach pozbawionych mrugnięć. początkowo myślałem, że to topielec, bo tak wodniście, rybio na mnie patrzył. zresztą wyglądał jakby długo leżał w wodzie. no i kanałów ci tutaj dodtatek.
w pewnej chwili usta mu drgnęły, jakby chciał o coś zapytać, zmarszczył czoło, lekko wzruszył ramionami, jakby zrezygnowany, odwrócił się i odszedł. w stronę kanału.
nie usłyszałem kroków, choć miał ciężkie buty. nie usłyszałem też plusku wody. już miałem podjąć przerwane się włóczenie, gdy kłęby mgły na moment rozstąpiły się i zobaczyłem go jak stoi na drugim brzegu. samotny, beznadziejnie smutny, kompletnie utopiony w bólu istnienia. choć kto wie - może nieistnienia?
machnąłem mu ręką i zniknąłem we własnym kawałku mgły. szedłem jak zombiak. aż znalazłem ławkę pod drzewem, kilka kroków od kanału. usiadłem. skręciłem szluga, zapaliłem i...
przecież to już było. ta mgła, ta ławka, ten skręt. w tym mieście, nad tym kanałem, tyle, że był to luty, a nie wrzesień, i rok dwa tysiące trzeci, a nie trzynasty. i noc przewłóczona nad kanałami i w wąskich uliczkach starego Dordrechtu, bo kasy na nocleg nie było, od ziemi za bardzo ciągnęło, żeby się na nią rzucić w wilgotnym śpiworze, a zresztą coś w środku, w bani, albo pod sercem i tak nie pozwoliłoby zasnąć, więc się dreptało. we mgle. samotnie. z beznadziejnym smutkiem na ramionach i kulą bólu, bólu nieistnienia w gardle.
posiedziałem chwilkę. potem dźwignąłem dupę z ławki i polazłem. a po chwili, jak w jakiejś pieprzonej bajce, mgła się rozwiała i mrużyłem oślepione wschodzącym słońcem ślepia. i pomyślałem tylko, czy on też wyjdzie z mgły.
a może "też" nie jest tu na miejscu?

sobota, 7 września 2013

co za pogański kraj - na stacjach benzynowych nie sprzedają piwa, w marketach nie sprzedają whisky, a internetu ze świecą szukać (znaczy - żadnej kafejki w okolicy, wszystkie sieci z kłódeczkami, a na sezon letni właścicielowi kamieniczki nie opłaca się zakładać). z drugiej strony - piękne kobiety, wielki wybór ziół i tanie piwo.
jak się okazuje, w Rotterdamie nie znają pojęcia "amstel time". tutaj po prostu w pracy się nie pije, a przerwy na papierosa są ściśle przestrzegane - mniej więcej co dwie godziny mały dymek. ale nie to mnie zabija - zamiast pracować jako tragarz-pakowacz i jeździć codziennie w inne miejsce, gniję na magazynie i przekładam kartony z kontenera na samochód, z samochodu na kontener, a czasem wręcz z kontenera na kontener. przeklęta powtarzalność. pewnie niedługo mi odwali i zerwę kontrakt. staram się to opóźnić masażami relaksacyjnymi zwojów mózgowych. oczywiście żadnej chemii, sama natura.
...
chyba nie widziałem więcej damskich majtek w ciągu godziny niż wczoraj podczas spaceru wzdłóż jednej ze ścieżek rowerowych. zauważyłem, że przeważa biel i czerń, dominuje nad czerwienią. ale to może dlatego, że było wczesne popołudnie i rowerzystki raczej wracały z pracy niż wybierały się na randkę.
...
mieszkam sobie w Dordrechcie (jakieś 25km od Rotterdamu), w starej kamienicy, w mieszkanku nad dość popularnym pubem. spoglądam z balkonu na przechodzących ludzi. facetom strzepuję popiół na głowy, kobietom zaglądam w dekolt, słońce miło głaszcze nieogolone policzki i myślę, że mógłbym tu zostać na dłużej, bo choć nie jest to najlepsze miejsce do życia, to poznałem tyle tych gorszych, że poziom wybredności spadł mi o jakieś siedem dziesiątych.
albo i dziewięć trzynastych...