wtorek, 17 grudnia 2013

...

czasem nie da się odbić od dna. bo jest tak zamulone, że się grzęźnie. i zero szans na wyskok.
jedyne co pozostaje, to czekać. w końcu człowiek tak napuchnie, że gazy gnilne wypchną go na powierzchnię.
tylko po co? czy wzdęty trup może coś więcej niż unosić się z prądem? czy może żeglować do swoich własnych Wysp Szczęśliwych? albo chociaż na Tahiti?
no za chuja nie może. i trzeba się z tym pogodzić, a nie snuć marzenia z nitek mgły w księżycową, mroźną noc...

1 komentarz:

  1. Do Wysp Szczęśliwych to nie. Prędzej do oczyszczalni ścieków. Przy odrobinie - haha - szczęścia - zjedzą go ptaki zanim dopłynie, albo jacyś inni padlinożercy.

    Tak to jest w naturze, nie? Przeżywają tylko silni; ci co mają siłę nie upadać na dno, albo chwycić się jakiejś gałęzi po drodze. Albo odbić, w najgorszym razie, od jakiegoś względnie jeszcze nieprzegniłego trupa.

    OdpowiedzUsuń